Jak mądrze zadbać o swojego psa i kota

Redakcja

Dowiedz się jak dbać o zdrowie zwierząt, jak rozpoznawać pierwsze objawy chorób, co trzeba badać i z jaką częstotliwością?

Młody czy starszy? Smakosz czy miłośnik dań wszelakich? Kanapowiec czy nieustraszony odkrywca? Każdy czworonożny pupil potrzebuje miłości wyrażanej nie tylko w smaczkach i głaskach, ale też troską o jego zdrowie. Twój ulubieniec także.

Pomoże ci o nie zadbać Magda Firlej-Oliwa – lekarka weterynarii z pasją, która przekaże ci swoją wiedzę i rozwieje twoje wątpliwości. A to wszystko w oparciu o prawdziwe historie z codziennej praktyki w krakowskiej lecznicy.

Dowiesz się, na jakie choroby może cierpieć twój zwierzak i jak rozpoznawać ich pierwsze objawy, co trzeba badać i z jaką częstotliwością. Poznasz prawdy i mity o zabezpieczeniach przed pchłami i kleszczami. Zrozumiesz, „dlaczego to wszystko tyle kosztuje…?” i zmierzysz się z jeszcze trudniejszymi tematami jak na przykład zwierzęca eutanazja.

Ta książka będzie twoim wsparciem na każdym etapie rozwoju zwierzęcia: od malucha do seniora. Odwdzięcz mu się za nieustanne towarzystwo, oddane spojrzenie i wierne serce – zadbaj o jego zdrowie!

ksiazka

Fragment książki

Co stanowi największą trudność w prowadzeniu pacjenta geriatrycznego?

Należy pamiętać, że jest co najmniej kilka rzeczy, które są dużo trudniejsze, jeżeli chodzi o pacjenta geriatrycznego w porównaniu z pacjentem w każdym innym wieku. Pierwszą i podstawową rzeczą jest to, że u psów i kotów w tym wieku najczęściej dochodzi do rozwoju kilku jednostek chorobowych jednocześnie.

Jeżeli właśnie skończyliście studia weterynaryjne i wydaje się wam, że już całkiem nieźle orientujecie się w tej dziedzinie (a założę się, że przynajmniej część tak właśnie myśli), to muszę was ostrzec. Leczenie kilku chorób na raz to jest dużo wyższy poziom wtajemniczenia. Każda jednostka wymaga swoich leków i swoich procedur – i to dla wszystkich jest zupełnie logiczne. A co, jeśli leki i procedury różnych chorób wykluczają się wzajemnie? Jak to pogodzić? Czy można klasyfikować choroby jako ważniejsze i mniej ważne? Lekko nie jest.

Od anaplazmozy do syndromu Cushinga

Jakiś czas temu miałam pewnego pacjenta. Poznałam go podczas pierwszej w życiu tego psa anaplazmozy. Choroba wyleczona. Opiekunowie szczęśliwi. Ja bardzo z siebie zadowolona. Gdyby tylko ktoś mi wtedy powiedział, że to dopiero początek… Jakiś czas później ten sam pies trafił do mnie, gdyż jego opiekunowie znów zauważyli objawy podobne do tych, które występowały, gdy pies chorował na wspomnianą anaplazmozę. Dość szybko udało nam się zdiagnozować i potwierdzić ją po raz drugi. W trakcie leczenia pies poczuł się dużo lepiej, więc opiekunowie postanowili zrobić mu przyjemność i poszli z nim na pierwszy od dłuższego czasu spacer do lasu. Gdy w pewnym momencie tuż przed nim przebiegła sarna, piesek spłoszył się i odskoczył na bok. Opiekunowie zauważyli, że od tego momentu pies zaczął kuleć, tak że prawie nie mógł chodzić. Po konsultacji telefonicznej ze mną umówili się na wizytę. Niestety, w gabinecie potwierdziły się moje podejrzenia co do psiej nogi. Potwierdził ją również ortopeda, do którego odesłałam na konsultację moją psią pacjentkę. Doszło do zerwania więzadła w kolanie, a lekarz ortopeda zalecił zabieg chirurgiczny. Rozpoczęliśmy więc przygotowania do zabiegu. Przypomnę wam, że byliśmy jeszcze w trakcie leczenia anaplazmozy, tak więc zabieg nie mógł odbyć się od razu. Opiekunowie zgłosili się na zalecane przeze mnie echo serca i badania krwi. I tu dostaliśmy jak obuchem w łeb – o ile psie serce było w najlepszym porządku, o tyle badania krwi były ekstremalnie złe. Parametry wskazujące na problemy z wątrobą przekroczone kilka lub kilkanaście razy! Zerwane więzadło wraz z tymi parametrami skłoniły mnie do zastanowienia się, czy przypadkiem ten pies nie choruje na coś jeszcze… nadczynność kory nadnerczy, czyli syndrom Cushinga. Opiekunowie, gdy tylko usłyszeli, co podejrzewam, przerazili się. Wykonaliśmy potrzebne badania i, niestety, podejrzenie się potwierdziło. Konsylium złożone ze mnie, z lekarza ortopedy, który miał operować psa, oraz właścicieli psa orzekło, że zabieg na razie musi zejść na dalszy plan, przynajmniej dopóki nie uda nam się ustabilizować nadnerczy. Pies miał przynajmniej tyle szczęścia w życiu, że trafił na bardzo oddanych i świadomych opiekunów. Dzień po diagnozie przejechali kilkaset kilometrów, aby wykonać odlew psiej nogi, potrzebny do wykonania ortezy, która miała pomóc w ratowaniu kolana. Wprowadziliśmy odpowiednie leczenie syndromu Cushinga – niestety, okazało się, że część leków znacznie obciąża przewód pokarmowy psa i będzie on musiał przyjmować (uwaga, uwaga!) kolejną porcję leków. To wszystko wydarzyło się w ciągu dwóch miesięcy…

Tak w skrócie wygląda prowadzenie pacjenta geriatrycznego. Dla opiekunów jest to często ogromny stres, a dla lekarza niejednokrotnie balansowanie  na cienkiej linie. Dlatego na tym etapie niezmiernie ważna jest współpraca między opiekunem a lekarzem weterynarii.

„On nigdy na nic nie chorował”

Drugim punktem zapalnym, jeżeli chodzi o pacjenta w podeszłym wieku, jest to, że często do gabinetu lekarskiego trafiają zwierzęta, które lekarza odwiedzały raz do roku na szczepienie (a czasem nawet nie). Po raz kolejny będzie truizm pojawiający się w tej branży: „Pani doktor, ale on nigdy na nic nie chorował”. Często pod takim „nigdy na nic nie chorował” kryje się bardzo skomplikowany przekaz.

„Nigdy na nic nie chorował”, dlatego nie jest przyzwyczajony do tego, że się go bada, zagląda w różne zakamarki ciała, dotyka po łapach, żeby pobrać krew, czy kładzie się go na boku, żeby zrobić echo serca. Gryzie, drapie, wyrywa się. Nie wie przecież, że chcemy mu pomóc. „Nigdy na nic nie chorował” oznacza często również: „Serio będzie musiał dostawać leki do końca życia?” lub: „To będzie duże obciążenie dla domowego budżetu, nie wiem, czy damy radę”. Czasem również: „Jak ja mam mu podawać te leki, jak on ucieka/gryzie/drapie” lub: „To bez sensu, przecież to tylko pies”. Co chcę przez to powiedzieć? Że ludziom, dla których dotychczasowa obsługa psa polegała na karmieniu i spacerowaniu, trudno czasem przestawić się w tryb opiekuna pacjenta przewlekle chorego. Pies już przestaje być bezobsługowy (kot zresztą też). Jednym opiekunom udaje się odnaleźć w nowej rzeczywistości, innym, niestety, nie. Nie mówię, że takimi opiekunami są wszyscy. Jest to tylko jeden z typów klientów, którzy odwiedzają gabinety lekarskie. Na drugim biegunie są ci, którzy słysząc diagnozę, podchodzą do problemu zadaniowo i angażują się w leczenie swoich pupili w stu dziesięciu procentach.

Poproszeni o regularne mierzenie cukru we krwi swojego kota i zapisywanie tych wartości w zeszycie, wykonują te wpisy w programach komputerowych, a następnie generują różnorakiej maści wykresy na tej podstawie. Znowu tutaj wykraczamy poza weterynarię i wchodzimy w sferę psychologii. Ale o tym już pisałam na początku…

Leczenie kilku chorób na raz to wyższy poziom wtajemniczenia. Każda jednostka wymaga swoich leków i swoich procedur – i to dla wszystkich jest zupełnie logiczne. Co jednak, jeśli leki i procedury różnych chorób wykluczają się wzajemnie?

Ludziom, dla których dotychczasowa obsługa psa polegała na karmieniu i spacerowaniu, trudno czasem przestawić się w tryb opiekuna pacjenta przewlekle chorego. Pies już przestaje być bezobsługowy. Jednym opiekunom udaje się odnaleźć w nowej rzeczywistości, innym, niestety, nie.

lek.wet. Magda Firlej-Oliwa, Wyd. Otwarte

https://www.otwarte.eu/nowosc/jak-madrze-zadbac

 

Podobne materiały